Jadąc sobie dzisiaj około godz 18 przy prędkości mniej więcej 100 wyskoczył sobie pewien szaraczek z krzaków prosto pod moje koła. Po szybkich oględzinach szkód (było ciemno jak w dupie u ...
) pozbierałem z asfaltu kawałki plastików i wrzuciłem je do bagażnika. Dojrzałem niestety także że siurczy mi się pewna różowa ciecz z chłodnicy
Zdarzyło mi się to jakies 7km od domu, szybka nawrotka (pie*****ć nawet tego zająca na poboczu który mógłby sie właśnie smarzyć w piekarniku ) i rżne do domu póki jeszcze mam płyn, niestety po przejechaniu jakiś 2-3km ukazała mi się piękna czerwona lampeczka oraz kilkukrotny sygnał dzwiękowy. Jedyne co mi pozostało to zatrzymanie się na poboczu włączenie awaryjnych i oczekiwanie na Jette która mnie scholuje na baze. Tak też się stało...
Zdj zaraz po przyciągnieciu do domu:
A to mniej wiecej około godz 22:
Zderzak jest w opłakanym stanie, troche nitów oraz blachy i jakoś przejeżdżę tę zimę a na wiosnę zawita nowy zderzaczek. Chłodnica pękła na mocowaniu, co najśmieszniejsze z lewej str podczas gdy uderzyłem w niego bardziej prawą.
Zajączek też mnie zaskoczył bo zazwyczaj siedzą na poboczu i przyglądają się nadjeżdzającemu samochodowi lub z daleka już widać jak kicają i mamy sporo czasu na zwolnienie, niestety ten sk***iel musiał zostać wystraszony przez jakiegoś lisa albo coś bo prosto z krzaka wyskoczył pod koła tak że nawet nie miałem jak mu ucieć
Żałuje że nie mam AC