Mam następujący sporadyczny problem, który przydarzył mi się 3 razy. Otóż kiedyś chciałem sprawdzić dźwięk mojego wydechu bez kata w garażu, jak chowałem auto, zrobiłem przegazówkę na jałowym do 4-4,5tys obr po czym auto zaczęło dymić jak lokomotywa, nierówno pracować, a wolne obroty utrzymywały się na poziomie 500obr
Oczywiście auto miało temperaturę. Po chwili wszystko wróciło do normy.
Dziś rano zdenerwowała mnie pewna baba, wyłączyłem TCS, wyrwałem mocno z jedynki, ale oczywiście zgubiłem trakcje, bo ślisko, na obrotomierzu przekroczyłem 4tyś obr, wrzucam dwójke, a auto nie jedzie... patrze w lusterko siwo od dymu białawego z wydechu. Chwila zamułki na dwójce, ale złapał i dalej pojechał normalnie i już bez dymu.
Teraz pytanko co może się dziać Toledeuszowi, czy możliwe że wtryski go zalewają czy może turbo nie dało rady nadmuchać i stąd ta chmura (jakaś nieszczelność).
Co ciekawe normalnie gdy go pałuje, ale nie zgubie mocno trakcji nie ma żadnego problemu i do tych 4,5tyś obr, problem pojawia się gdy silnik jakby "bez obciążenia" dostanie gwałtownie obrotów. Macie jakieś pomysły? Ktoś też podpowiedział, że może podwieszające się szklanki.