Witam Nie będę pisał fachowym językiem bo takim nie operuję ale opiszę moją historię.
Mroźna, ba !! bardzo mroźna noc około 4 rano-nie mogłem zasnąć u dziewczyny więc pojechałem do domu. Jadę sobie wszystko OK, wjeżdżam na moją ulice coś strasznie śmierdzi, myślę sobie ale sąsiad nadymił i po chwili Tolek przestał iść na gazie pierwsza myśl- ale mam cholerka spalanie . Wjechałem do garażu patrzę a tam się woda gotuje na masce w jednym miejscu a dookoła śnieg, otwieram maskę a tam ogień i żeby było śmieszniej gaśnica pusta, ale kilka rzutów śniegiem załatwiło sprawę. Okazało się że przez niską temperaturę zamarzł jakiś wężyk chyba od oleju i wypluł olej spod tej osłonki na tłoki z litr i od ciepła kable od instalacji LPG zapaliły się Szybko wytargałem go z ojcem na dwór, odłączyliśmy akumulator i tak stał chyba z miesiąc. Po naprawie z 2 miesiące wąchałem w czasie jazdy czy nic nie śmierdzi taką miałem traumę. Jadę na mechanikę GS gdzie chłopaki cały dzień kawę piją i mówią że wszystkie prądy do wymiany, jadę do kumpla mechanika 2 kable dosztukował i można było na gazie jechać Jakbym wtedy nie zauważył że coś skwierczy może już by po Toledo było, a obok mam w budynku słomę
A teraz bonus :
Idę do znajomego na pół godziny stoję w połowie na chodniku ulica szeroka wychodzę a tam proszę:
Uploaded with ImageShack.us
I tak sobie teraz wesoło gnije a do dzisiaj nie wiem kto mi przysmarował