Autentyk ponoć, przekazany kanałami branży dealersko-motoryzacyjnej.
Paniom ku przestrodze, panom ku nauce...
Piątek, godziny dobrze popołudniowe, niedługo zamykają. Do salonu Rowiński &
Wajdemajer na Targówku wkracza elegancki, nieco już starszy, ale pełen wigoru
pan. Towarzyszy mu, cytuję: niewiarygodnie obłędna dupa (oczywiście w wieku
jego potencjalnej córki). Chwilę kręcą się pomiędzy wystawionymi samochodami,
po czym pan zwraca się do sprzedawcy z pytaniem, czy znalazłby dla pani coś
równie pięknego jak ona. Sprzedawca przytomnie
odpowiada, że na coś równie pięknego nie ma szans, ale może zaproponować
jakieś tam nieduże Audi.
Audi się pani podoba, w związku z czym następuje festiwal dobierania
wyposażenia, na zasadzie: "kochanie, bierz co chcesz". Po skompletowaniu
wyposażenia jak z bajki, podpisują zamówienie - wszystko jak najbardziej
correct. W końcu pojawia się kwestia zaliczki. Pan oświadcza, że ma przy
sobie 1000,- zł, kasa wedruje na stół. Sprzedawca nieśmiało wtrąca, żę będzie
to samochód wykonany na specjalne zamówienie, w związku z czym zaliczka
wyniesie 10 % wartości, a zatem coś koło 10 tysięcy. Pan bynajmniej się nie
wzbrania, tylko w związku z brakiem gotówki zostawia
tysiąc, a co do reszty, prosi o podanie konta by załatwić to przelewem.
Państwo wychodzą.
Poniedziałek rano. Tuż po otwarciu salonu ponownie zjawia się ten sam pan
(tyle że już sam) i prosi o zwrot owego tysiaka, ponieważ jak szczerze
wyznaje, chciał sobie po prostu poruchać.
NO CZYŻ NIE MISTRZ ???
Podobno nie bardzo chcieli mu oddać, bo jednak umowa podpisana, aż sprawa
ostatecznie oparła się o prezesa. Temu, jak to usłyszał, szczęka opadła, ale
bardzo się ubawił. Stwierdził jednak, że przyjemności kosztują i ostatecznie
oddali facetowi 500,-