Wqrwiają mnie PONIEDZIAŁKI!!!! Tolek ostatni raz jeździł w piątek. Rano patrzę za okno, auto zaśnieżone. Wstałem i idę odśnieżyć je. Otworzyłem z kluczyka autko, sięgnąłem do bagażnika po szczotkę i zacząłem odśnieżać. Klapka od otwierania bagażnika mi nie odbiła i nie chciał się zamknąć (noż ku*** @%$!$@$*!)... W końcu odpuściła i zamknąłem. W czasie jeżdżenia szczotką po karoserii zauważyłem kilka nowych jakże pięknych rys
Po odśnieżeniu auta spostrzegłem, że zamek w drzwiach kierowcy się nie otworzył. No to zamknąłem z pilota i ponownie otworzyłem - to samo. Stwierdziłem, że jak do pracy się będę zbierał to otworzę z kluczyka i tyle...
Uwaga! Jadę do pracy. Otworzyłem z kluczyka drzwi kierowcy (reszta z pilota), wsiadłem, odpaliłem i gucio. Wyjechałem z podwórza, zamknąłem bramę, wsiadłem do auta,
zamykam drzwi kierowcy a tu KUKU!
Drzwi nie chciały się zamknąć, coś z zamkiem się spier***niczyło (a przy wyjeżdżaniu się zamknęły)
No i co mam zrobić se myślę ? Z otwartymi drzwiami jechał przecież nie będę. Z powrotem na podwórko wjechałem, do pracy na 10-tą no ale co zrobić... Myślę sobie, może coś z linką, odkręciłem boczek, zdjąłem (mróz -13), patrzę a tam coś w środku w zamku oczywiście skopsane. Jedna z tych perfidnych śrub się wyrobiła (jest na torx 12 ząbków, ja odkręcałem imbusem). No i se myślę chust bombki strzelił choinki nie będzie
Auto przepchnąłem z lekka na podwórku do tyłu bo by zawadzało i cześć. Wpieniłem się jak nie wiem, odruchowo lekko trzasnąć chciałem drzwiami kierowcy i co ?
ZAMKNĘŁY SIĘ!
No żesz kurde go mać to ja się tyle nakombinowałem, nacudowałem, a one same się teraz naprawiły &^$(*)!@#^$*&!%!&... Zamknąłem drzwi, kierowcy na amen. Wsiadam i wysiadam teraz od strony pasażera
Pojechałem do pracy autem, a jak wrócę to garaż i zabawa z drzwiami... Obym coś zdziałał, coś czuję że najbardziej się śrubce oberwie.
Tak to jest jak się auto na dworze trzyma. Przypuszczam, że duży wpływ miało to, że była odwilż i nagle zrobiło się -13 w nocy.