Piątek po południu, miejscowość na południu polski w okolicach zalewu na Klimkówce.
Przejeżdżamy przez środek miejscowości prędkość +/- 30 km/h
W tym samym kierunku co my podąża prawą krawędzią jezdni cyklista.
Kierunek, delikatnie wyprzedzamy, gdy dystans wynosi ok 1-1,5 m cyklista z prawej krawędzi jezdni wykonuję skręt w lewo (zawraca), bez sprawdzenia czy droga wolna ani sygnalizowania w jakikolwiek sposób swoich zamiarów.
Tolek zatrzymał się praktycznie w miejscu, mimo to z powodu mikroskopijnej odległości rowerzysta zawadził o lewy przód delikatnie wgiął lewy reflektor, zarysował przedni zderzak i delikatnie wgniótł maskę. Następnie ześlizgnął się lewą krawędzią szyba/drzwi łamiąc lusterko i delikatnie rysując drzwi.
Szczęśliwie dzięki małej prędkości i refleksowi rowerzysta wyszedł praktycznie bez szwanku (Tolek trochę gorzej ale bez tragedii).
Skończyło się na szwie na czole.
Policja po przesłuchaniu świadków stwierdziła 100% winę rowerzysty ( wspomnę, że poruszał się ze słuchawkami na uszach i słuchał muzyczki....)
ps.
Jeśli macie w namiar w Wawie na jakiegoś dobrego i nie drogiego blacho/lakiernika będę wdzięczny
A morał z tej baśni jest krótki i niektórym znany.
Jeździjcie ostrożnie i suszcie banany
pozdro!