Zdałem fizykę na 4.0
Gość przychodzi, rozdaje kartki, mówi co trzeba zrobić, itp, ile zadań, że za ściąganie zgłasza do dziekana itp. Później mówi, żeby jeszcze nie pisać, bo chce coś ważnego przed egzaminem powiedzieć. Powiedział tak: "Jak byłem studentem to na egzaminach zawsze czekałem, że przyjdzie prowadzący i powie, że kto chce 3.0 może wyjść, ale nigdy mi się taka sytuacja nie zdarzyła. Więc powiedziałem sobie, że jak będę prowadzącym, to tak zrobię.." wszyscy cieszą "..ale w waszym przypadku tak nie będzie.. " zmiana nastroju o 180 stopni "..uznałem, że byłoby to dla was krzywdzące, jesteście najlepszym rokiem jakie prowadzę (pewnie najwięcej dopuścił do egzaminu "zerowego"), więc wpiszę wam oceny, jakie mieliście na laboratoriach. Podpiszcie się na liście i możecie wychodzić"
Do tego terminu zerowego (przed sesją) dopuścił coś około 50 osób z oceną >4.0. Część osób nie przyszła, bo myśleli, że jak nic nie napiszą, to nie ma po co iść