Prześledziłem różne tematy i ten wydał się bliski moim problemom z wycieraczkami. Miałem czas więc... niby nic, a tak to się zaczęło...
13.30 - poczatek prac, rozbieranie kolejnych elementów, wymontowanie zespołu napędowego wycieraczek. Póltorej do dwóch godzin maks. Miód
. Do obiadu zdąrzę.
14.15 - wymontowane zapinki, podkładki, ringi. Miód
.
14.17 - delikatnie pukam próbując wybić pierwszy sworzeń. Nie idzie.
14.50 - zaprzyjaźniam się z imadłem.
15.22 - jeb....łem się mlotkiem w rękę
. Krwawię. Opatrzam ranę.
15.30 - sterta połamanych desek wokól mnie. Pierwszy sworzeń drgnął milimetr, drugi dwa.
16.15 - skończyły się deski, poszedłem po drzewo opałowe do piwniczki.
17.00 - ledwo żyję
. Drewno nie działa. Nabija się na końcówkę jak masło.
17.02 - nie mam nic do stracenia. Nie od razu wymyślono wycieraczki. Wytrzymam do poniedziałku bez nich. Nakręcam nakrętkę z kołnierzem przy lekko wystającym gwincie i zaczynam lutować młotkiem. Po dwóch minutach sworzeń..... wychodzi. Masakra w środku.
17.06 - kolejne 2 minuty walę w ten sam sposób drugi sworzeń. Wychodzi w końcu. W środku... masakra.
17.10 - zaczynam wszystko czyścić próbując od czasu do czasu spasować elementy.
19.15 - kończę czyszczenie
. Dzień kończy się również... powoli. Robię sobie przerwę.
19.30 - zaczynam wszystko skręcać.
19.50 - skęciłem cały mechanizm. Ustawiłem silnik w pozycji zero. Przykręciłem ramię napędowe. Montuję. Miód
.
20.00 - śruby wycieraczek nie dają się nakęcić. Wymontowuję mechanizm.
20.10 - rozpoczynam dopasowanie nakrętek do zwichrowanych i lekko zniekształconych gwintów. Pilnik, imadło itd.
21.30 - śruby wchodzą. Jedna ciężko, ale po gwincie. Druga na słowo honoru po jej tylko znanej krzywej
.
22.30 - kończę zabawę. Uruchamiam wszystko. Działa super. Cicho i szybko. Miód
. Gaszę latarkę. Jem obiad
.
Podsumowanie. Miałem wyjątkowo zniszczony mechanizm, ale udało się przywrócić go do życia. Na jak długo... nie wiem. Odkryłem za to jedną czynność, którą warto wykonać przy mocno zaśniedziałym i zanieczyszczonym mechanizmie. Kiedy nasmarujecie wyczyszczone sworznie i wciśniecie je w wyczyszczone gniazda, to wyjmijcie je ponownie. Okazuje się, że pomimo przeczyszczenia, przedmuchania i umycia, pozostają w różnych miejscach opiłki, których gołym okiem nie widać. To może być przyczyną powrotu do wadliwego działania. Każdy ze sworzni wciskałem i wyjmowałem trzy razy. Za każdym razem smarowałem towotem, który wyłapywał drobinki. Dopiero za trzecim razem wyszły czyste. Ważne jest również jak najdokładniejsze wyczyszczenie "okolic zmiany średnicy" w gniazdach sworzni. 9 godzin
. Opisy Pedritosa są super.